Henryk Wieniawski w Poznaniu
Henryk Wieniawski dał w Poznaniu w sumie 18 koncertów, w tym jedenaście wspólnie z bratem Józefem, pianistą. Tym samym na mapie koncertowej artysty stolica Wielkopolski znalazła się na drugim – po Warszawie – miejscu wśród miast polskich. Trzeba bardzo mocno zaakcentować patriotyczny aspekt poznańskich występów Wieniawskiego. W tamtych latach Wielkopolska – jako Wielkie Księstwo Poznańskie – należała do Państwa Pruskiego, a w samym Poznaniu społeczność niemiecka stanowiła znaczny procent mieszkańców. Konsekwentnie przez Niemców prowadzona akcja germanizacyjna nie sprzyjała rozwojowi kultury, nauki i sztuki narodowej. Represje – nawet za posługiwanie się językiem rodzimym – dotykały wszystkich warstw społeczeństwa polskiego. Spotkania z muzyką – szczególnie te, podczas których występowali polscy artyści i brzmiały polskie dzieła – były więc dla poznaniaków okazją do zamanifestowania patriotyzmu, poczucia wspólnoty i narodowej więzi. Także wizyty w Poznaniu Braci Wieniawskich i później Henryka stawały się za każdym razem wielkim świętem, a ich kompozycje, czerpiące inspirację z polskich tańców narodowych, przyjmowane były ze szczególnym sentymentem i wielką serdecznością. Oczywiście skrzypcowy kunszt Wieniawskiego oklaskiwali także niemieccy mieszkańcy Poznania, którzy wiedzieli o jego europejskich sukcesach koncertowych, m.in. z prasy niemieckojęzycznej.
Kiedy w kwietniu 1854 roku Wieniawscy przyjechali – wraz z matką, Reginą z Wolffów – po raz pierwszy na koncerty do stolicy Wielkopolski, Henryk miał dziewiętnaście lat, a Józef piętnaście. Obaj niezwykle utalentowani i świetnie wykształceni muzycznie w Konserwatorium Paryskim, od 1848 roku tworzyli duet artystyczny. Z wielkim sukcesem występowali na terenie Europy: w Paryżu, Niemczech, Rosji, w krajach nadbałtyckich, a także Warszawie, rodzinnym Lublinie, Kaliszu i Krakowie. Do Poznania docierały – przedrukowywane przez lokalne gazety – znakomite sądy o grze młodych artystów. Franz Lachner, dyrygent orkiestry dworskiej z Monachium pisał:
Nie tu miejsce na poszczególne roztrząsania pojedynczych części techniki p. Wieniawskiego, ale niech nam przynajmniej będzie wolno w ogóle powiedzieć, że pod względem wydobycia tonu, pociągu smyczka, staccata, arpeggiów i tak zwanych Doppelgriffe w sextach, tercyach i decymach, wieksza perfekcya jest niepodobną. Niepospolitym artystą jest również 15-letni Józef Wieniawski, fortepianista. Wytworność, czystość i siła jego uderzenia, dobitność i zaokrąglenie gry jego, stawiają go już w rzędzie pierwszych europejskich artystów.
A uważany za bardzo surowego, berliński krytyk Ludwik Rellstab wyraził następującą opinię:
Uznanie dla ich osiągnięć zyskuje z każdym występem, a oklaski są podczas koncertów tak entuzjastyczne, że podobnych rzadko jesteśmy świadkami. Nie zazdrościmy im tego w pełni zasłużonego zainteresowania, należy się ono tym godnym podziwu i zarazem wyjątkowej pilności talentom.
Nic więc dziwnego, że popisów młodych artystów oczekiwano w Poznaniu z dużym zainteresowaniem.
Pierwsze koncerty w Poznaniu – kwiecień 1854 r.
Podczas pierwszego pobytu w grodzie nad Wartą Wieniawscy wystąpili trzykrotnie: 21, 22 i 23 kwietnia 1854 roku w sali Teatru Miejskiego (obecnie budynek Arkadii przy placu Wolności). Szczególnie podniosły charakter miał koncert w dniu 23 kwietnia, kiedy to wręczony został złoty medal przyznany Henrykowi przez króla Prus Fryderyka Wilhelma IV Hohenzollerna „w uznaniu zasług położonych w zawodzie artystowskim”. Zgodnie z obyczajami tamtych czasów w programie owych wieczorów – obok dzieł skrzypcowych i fortepianowych granych przez Henryka i Józefa – znalazły się ponadto pieśni solowe zaśpiewane przez poznańskie solistki: panie Flintzer-Haupt i Göthe oraz deklamacja w wykonaniu pana Czaschke, a także utwory dramatyczne: Trzech bohaterów Kalischa (21 IV), Dożywocie (22 IV) Maltitza i Wesoły, czyli chórzysta w podróży (23 IV) Schneidera, prezentowane po niemiecku przez aktorów Teatru Miejskiego. Bracia Wieniawscy przedstawili obszerny program, imponujący nawet dzisiaj różnorodnością i wysokim stopniem trudności interpretacyjnych. Henryk grał swoje ulubione dzieło, czyli Koncert skrzypcowy e-moll op. 64 Mendelssohna oraz, charakterystyczne dla dziewiętnastowiecznej praktyki instrumentalnej, utwory wirtuozowskie: Ernsta Fantazję na tematy z opery „Otello” Rossiniego, Paganiniego Wariacje „Di tanti palpiti” na tematy z opery "Tancred” Rossiniego Paganiniego i Air-varié d-moll Vieuxtemps’a. Z własnych kompozycji skrzypek zaprezentował Adagio élique i Polonaise à la gualdiera oraz transkrypcję Karnawału weneckiego Ernsta/Paganiniego. Z kolei w wykonaniu Józefa publiczność poznańska mogła posłuchać Rapsodii węgierskiej Liszta, Capriccio-brillante a-moll op. 22 Mendelssohna i Koncertu fortepianowego Webera, a także skomponowanych przez pianistę utworów: Barkaroli op. 9 i Valse de Concert op. 3. Jednakże największą sensację i podziw wzbudziło wspólnie przez obu Braci napisane dzieło – Grand Duo Polonaise op. 8. W „Gazecie Wielkiego Księstwa Poznańskiego” można było przeczytać o tej kompozycji:
Wstęp z daleka zapowiada coś narodowego, tak ukrytego, jak w koronkach deseń, wzorek, którego na pierwsze wejrzenie nie odgadniesz, ale po rozpatrzeniu się poznasz, kędy go wiodła ręka po mistrzowsku. Nagle zwrot i już krakowiak suwa przed oczyma Twojego słuchu, ale zaledwie napomkniętego, tak wkrótce majaczeje, że tylko obłoczek, dymek z niego długo, długo się unosi i nareszcie znika w szumie tonów, któremi niby gankiem przechodzisz do salonu, gdzie ozwie się poważny polonez, ale i ten długo nie potrwa i z nim trzeba się rozstać z boleścią, bo tak uroczysty, tak dzielny, żeby się go posłuchać chciało i noc całą, a tu granica koncertowi zakreślona; nie pozostało nam przeto nic więcej, jak uczcić grzmotem oklasków rodaków artystów i prosić o więcej.
W tym samym dzienniku wydrukowano wiersz Do braci Wieniawskich:
Witajcie bracia w naszym starym grodzie,
Witajcie mistrze! – Wy tak młodzi w lata,
A już wam wielkość świeci w naszym przodzie.
A – z jakąż chlubą spogląda sarmata
Na te wawrzyny co wam zdobią czoła –
Wy godni zasiąśdź w świata mistrzów rzędzie.
Was tak okrąża boskich tonów koło,
Że ich ziem innych mistrz już nie zdobędzie.
O czymż tu mówić? – Ten wasz duet, mazur,
To historya nasza, to księga żywota,
Wyraźna – jasna, jakby nieba lazur;
O! Ją zrozumi ztęskniona sierota.
Tonów tysiące – harmonia, cała
Jak w świata kuli, co ją Bóg stworzył.
Oby nam kiedyś wspólnie tak zagrała,
Oby nam wspólnie Bóg serca otworzył!
Dzięki wam bracia, dzięki niezliczone,
Za ten wasz balsam wlany w nasze rany;
Wasze melodyje w duszach pieszczone,
Trwać będą w sercach u Wielkopolany.
Kolejna wizyta – czerwiec 1854 r.
Przyjęci tak serdecznie przez poznaniaków Wieniawscy, po występach w Królewcu, Gdańsku, Bydgoszczy i Elblągu, przyjechali do Wielkopolski na dłużej w czerwcu tego samego roku. Przebywali nie tylko w Poznaniu, ale także gościli w Miłosławiu, w majątku hrabiego Seweryna Mielżyńskiego. Miejscem pierwszych czterech koncertów – 9, 11, 13 i 15 czerwca 1854 roku była Sala Biała hotelu Bazar, w którym młodzi wirtuozi także zamieszkiwali. Trzeba podkreślić, że wieczór muzyczny w dniu 15 czerwca miał charakter charytatywny, a zebrane fundusze przekazane zostały Towarzystwu Pomocy Naukowej. Większość pozycji repertuarowych, prezentowanych wcześniej podczas pierwszego poznańskiego pobytu Braci, została powtórzona z wielkim sukcesem. Z nieznanych w Poznaniu kompozycji artyści zagrali Mazurek „La Champêtre” (Sielanka) op. 12 autorstwa starszego z Wieniawskich. Na łamach „Gazety Warszawskiej” można było przeczytać taką charakterystykę:
Jeżeli w innych utworach podziwialiśmy siłę wykonawczą koncertanta, to w mazurze mieliśmy sposobność przekonać się o kiełkującym co prawda dopiero, ale niezadługo w bujny owoc mającym się rozwinąć genijuszu twórczym starszego Wieniawskiego. Zdarzyło nam się słyszeć wiele kompozycji drażniących mile ucho, zwodzących słuchacza wdzięczną wreszcie melodyą, ale nie napotkaliśmy nigdy dotąd – wyjąwszy wielkiego i niezrównanego Chopina – artysty, któryby tak instynktowo, tak odgadująco, a tak głęboko zarazem był umiał pojąć charakter i istotę mazura. O – ten mazur nie na darmo mazurem się nazywa! Czyż słyszycie, jak skocznie, jak hucznie, jak wesoło zabrzmiał pełną nutą? Gdy wtem ozwie się boleśnie nuta tęsknoty, żalu; potem nuta ta brzmi coraz ciszej, coraz tęskniej, zda ci się jakby skonała, gdy wtem znów rodzi się nagle i niespodzianie cała pełna ognia i życia; nuta omdlewająca ożywia się znowu hucznie, znów wesoło. (...) Rośnie ręka, która z biegiem czasu podźwignąć zdoła wielkie berło rodowego artysty-muzyka, wypadłe co dopiero z umierającej dłoni Chopina.
Sam Henryk o koncertach w Bazarze donosił w liście do swojego wydawcy Bartholfa Senffa:
Daliśmy tu koncerty w pięknej Sali zapełnionej do ostatniego miejsca, gdzie nawet szpilki by już wcisnąć się nie dało. Po naszym [ostatnim] koncercie urządzono nam serenadę i byliśmy obsypani bukietami kwiatów. Zatrzymamy się tutaj przez trzy tygodnie, aby wypocząć i około św. Jana będziemy kontynuować nasze koncerty.
Warte odnotowania jest to, iż praca nad fundamentalnym dziełem Wieniawskiego, jakim są bez wątpienia Etiudy-Kaprysy op. 10 – obdarzone przez kompozytora tytułem „L’École moderne” – właśnie wówczas została zakończona i z Poznania materiały nutowe przesłał Henryk do lipskiej oficyny Senffa.
Kolejne występy
Braci stanowiły atrakcję corocznie organizowanego w stolicy Wielkopolski Jarmarku Świętojańskiego. Henryk i Józef Wieniawscy grali w Teatrze Miejskim w dniu
29 czerwca oraz 2 i
4 lipca 1854 roku. Miłośnicy muzyki
mieli okazję usłyszeć kompozycję poświęconą przez Henryka miłemu jego sercu
Poznaniowi pt. Souvenir de Posen op.
3 – mazurek dedykowany hrabinie Joannie Niemojowskiej z Wrześni. Utwór ten
skłonił recenzenta „Gazety Wielkiego Księstwa Poznańskiego” do takich
refleksji:
Duch mazurka, aż do najskrytszych tajemnic zgłębiony,
nie masz taktu, w którym melodya z charakterystyką odznaczającą mazurki nie była
połączona. Wieniawscy podnieśli do apoteozy mazurki tak, że niejedno czułe
serce przesycone potęgą tkliwej melodii, nie mogło się oprzeć tej
czarodziejskiej sile i upadło. Dwie damy dostały spazmów i nie mogły dosłuchać
rzewnością przenikającego mazurka. Widzieliśmy wychodzące z Sali, o powodzie
dopiero później dowiedzieliśmy się.
Souvenir de Posen to zresztą nie jedyny utwór
adresowany do pań, reprezentujących Ziemię Wielkopolską. Trzeba wskazać tutaj
przede wszystkim Romanzę/Chanson polonaise napisaną przez Henryka
do słów Dionizego Minasowicza. Ta wokalno-instrumentalna kompozycja stworzona
została dla Ludwiki Turno z Objezierza, którą młody skrzypek był ponoć zauroczony.
Nie można pominąć również Kujawiaka napisanego
dla Michaliny Czapskiej z Bukowca. Bracia grali ponadto inne, wcześniej w Poznaniu nie słyszane,
utwory starszego z Wieniawskich: Souvenir
de Moscou op. 6 i Capriccio-Valse
op. 7 oraz młodszego z Braci, który
prezentował zarówno swoje kompozycje, m.in. Pensée
fugitive op. 8, jak też wykonywał
dzieła innych twórców, m.in. Polonez
Liszta, Galop de bravura Schulhoffa oraz Thalberga Wielką fantazję na motywach z „Normy” Belliniego. Nie mogło obejść
się bez – oczekiwanego zawsze z niezwykłym zainteresowaniem i gorąco
przyjmowanego – wspólnie stworzonego przez Wieniawskich Grand Duo Polonaise op. 8. Wraz z młodymi wirtuozami występował gościnnie zespół Teatru
Polskiego z Krakowa, który przedstawił m.in. sztuki Korzeniowskiego: Panna-mężatka (29 VI), Narzeczone (2 VII) i Okno na pierwszym piętrze (4 VII). Warto podkreślić, że Wieniawscy
dochód z jednego z tych wieczorów przeznaczyli na potrzeby krakowskich aktorów.
A poznaniacy fetowali Henryka i Józefa wprost nadzwyczajnie, urządzając na ich
cześć wielki bal. Do rozświetlonego
latarniami i udekorowanego girlandami, kwiatami oraz draperiami Pałacu
Myśliwskiego, mieszczącego się w Lasku Dębińskim, jechało w świetle nocy sto
ekwipaży. Jak donosiła „Posener Zeitung” bawiono się do rana przy suto
zastawionych stołach i dźwiękach dwóch orkiestr, w feerii ogni sztucznych. Na łamach „Gazety Wielkiego Księstwa Poznańskiego” tak
podsumowano koncerty Wieniawskich:
Godnie zasiedli na parnasie polskim sztuk pięknych i
poczet wielkich mistrzów polskich powiększyli. Nie tylko występują, ale tworzą
dzieła wielkie, poetyczne, są oryginalnymi kompozytorami polskimi, bo w ich
utworach wieje żar polskich uczuć, ujętych bądź w rytm mazurków, bądź polonezów
lub innych smutnych pieśni ludowych. To też każdy Polak ich rozumie, ich
myślami myśli, ich czuciem czuje i każdy w uniesieniu i w głębi serca tajemnie
szepce: tak bym sam zagrał, tak bym sam
tworzył.
W trzy lata później, po raz trzeci w Poznaniu – czerwiec/lipiec 1857 r.
Bracia Wieniawscy – jako duet –
rozstali się w roku 1855 i od tego czasu wspólnie grali tylko sporadycznie. Podczas
kolejnej wizyty w Poznaniu Henryk zaprezentował się zatem sam. Dwa pierwsze
wieczory, 24 i 27 czerwca 1857 roku odbyły
się w Sali Białej hotelu Bazar. Z
inicjatywy księżnej Marceliny Czartoryskiej uzyskane dzięki tym koncertom środki
finansowe zasiliły konto Towarzystwa Pomocy Naukowej. Wieniawski wykonywał
jedną z najbardziej lubianych przez siebie i często powtarzanych kompozycji – Koncert e-moll Feliksa Mendelssohna. O jego
interpretacji sprawozdawca „Ruchu Muzycznego” pisał w samych superlatywach:
Artystyczność w pojmowaniu utworu, biegłość techniczna
doprowadzona do najwyższego stopnia doskonałości, spokojność w grze cechująca
wielkiego i gruntownie wykształconego artystę, ton jasny jak słońce, pełen
zaokrąglenia, a zastosowany zawsze do myśli autora, artystyczne połączenie
czystości, szybkości, a przy tem wszystkiem pewności w każdej formule
technicznej, oto, że tak powiemy, zewnętrzna część, szkielet gry wielkiego
artysty. W ustępy, które tego wymagają, wlewa siłę i potęgę męskiego ducha;
gracyją i wdzięk w utwory miękkie i więcej niewieście, a z sztuką niepospolitą
wydobywa śpiewność z instrumentu, którego jest absolutnym władcą. Poznaliśmy w
nim artystę wielkiego w całym znaczeniu tego wyrazu.
Dalsze spotkania z kunsztem instrumentalnym Wieniawskiego
miały miejsce w Teatrze Miejskim 28 czerwca oraz 2 i 3 lipca 1857 roku.Podobnie jak przed trzema laty, popisy
skrzypka przeplatały się z gościnnymi występami polskich aktorów z Krakowa.
Podczas trzech wieczorów publiczność obejrzała następujące sztuki: Odludki i poeta Fredry (28 VI), Po angielsku Lisiowskiego (2 VII) i Nieszczęścia najszczęśliwszego męża Barienne’a
(3 VII). Program dopełniały arie z oper Donizettiego i Verdiego śpiewane przez
miejscowego solistę p. Wejgelta. W interpretacji Henryka słuchano znanych i
oczekiwanych kompozycji, m.in. I tanti
palpiti Paganiniego, Karnawału weneckiego w opracowaniu Wieniawskiego, Fantazji na tematy z „Otella” Rossiniego
autorstwa Ernsta i – niejako obowiązkowego – Souvenir de Posen. Zabrzmiał też – po raz pierwszy w Poznaniu –
skomponowany przez Henryka Kujawiak. Trzeba
zaznaczyć, iż w tamtym czasie – czyli pod koniec lat pięćdziesiątych XIX wieku
– Wieniawskiego zaczęto porównywać z Paganinim, stawiając polskiego skrzypka w
rzędzie najwybitniejszych ówczesnych wirtuozów. Pisano w prasie:
Zdawać się mogło, że Paganini ożył! [„Czas”]
Olbrzymi postęp! Potęga młodzieńczej, rozwijającej się siły rzadko w
którym artyście tak widocznie stanęła przed oczy. Henryk Wieniawski ma
wszystkie przymioty, któremi nie tylko amatorów, ale i największych znawców w zadziwienie wprawić może. [„Ruch Muzyczny”’]
Zrozumiałość do najwyższego stopnia w najtrudniejszych kompozycjach, śpiewność w kantylenie, jedność w stakkatach, pewność w pasażach, potoczystość, zamaszystość w całych akordach, przybrzmiewających
melodii i ten żar, którym płonie cała ekspozycja koncertowa i który ogarnie całą słuchającą publiczność tak, że nie ma wyjątków, któreby okiem, uchem,
sercem, a nawet myślą nie szły za wieszczem skrzypcowym. [„Gazeta Wielkiego Księstwa Poznańskiego”].
Ostatnie koncerty – po przeszło dwudziestu latach i u schyłku życia – 1878 r.
Na następne występy Henryka Wieniawskiego poznańscy miłośnicy jego sztuki musieli czekać przeszło dwadzieścia lat. Przez ten czas życie wirtuoza obfitowało w wiele pięknych, ale także trudnych chwil. Najważniejszym i najszczęśliwszym wydarzeniem było małżeństwo z Angielką Izabellą Hampton. To dla niej powstała jedna z najbardziej wzruszających melodii miłosnych, pełna liryzmu i słodyczy Legenda op. 17. Wieniawski – dotąd wyłącznie koncertujący artysta – jako głowa rodziny podjął się obowiązków pedagogicznych, najpierw – od roku 1860 w Konserwatorium Petersburskim, a następnie – od roku 1874 w Konserwatorium Brukselskim. Łączenie pracy nauczycielskiej z licznymi występami na terenie Europy oraz Ameryki Północnej mocno nadszarpnęło zdrowie Henryka. Tuż przed przyjazdem do Poznania, w listopadzie 1878 roku skrzypek zaniemógł podczas koncertu w Berlinie. „Kurier Poznański” pisał o tym incydencie:
Znakomity nasz wirtuoz cierpi na chroniczny ból serca, który zaskoczył go właśnie tego wieczoru. Po chwili p. Wieniawski ukazał się znów na estradzie i chciał – siedząc na krześle – dokończyć zaczętego utworu, lecz musiał ponownie przerwać grę. Publiczność okazała choremu wirtuozowi gorące współczucie, a na szczęście znajdował się pomiędzy słuchaczami znakomity skrzypek berliński Joachim, który powodowany uczuciem koleżeństwa i przyjaźni dla koncertanta, lubo nieprzygotowany, podjął się zastąpienia go. Nim publiczność opuściła salę, uspokojono ją co do stanu zdrowia Wieniawskiego, który w towarzystwie Joachima mógł wyjść sam na salę, ażeby słuchaczom podziękować za pobłażliwość i współczucie, a przyjacielowi za pełną poświęcenia przysługę.
W Poznaniu artysta dał tylko jeden koncert – w Sali Białej hotelu Bazar w dniu 23 listopada 1878 roku, a wraz z nim wystąpiła norweska śpiewaczka Lona Gulowsen z towarzyszeniem pianistki z Niemiec Heleny Geisler. Wieniawski, który poczuł się znacznie lepiej dzięki pomocy lekarskiej udzielonej w Poznaniu, zaprezentował obszerny i wymagający znakomitej kondycji program. Po raz kolejny można było posłuchać Koncertu e-moll Mendelssohna. Pojawiły się również dzieła nie grane przez Henryka wcześniej dla poznańskich słuchaczy: Preludium z Sonaty E-dur Bacha oraz własne kompozycje – Fantazja na tematy z opery „Faust” Gounoda op. 20 oraz wspomniana wcześniej Legenda. Temu utworowi recenzent z „Posener Zeitung” poświęcił słowa:
Była to perła tego, co Wieniawski tego wieczoru zaofiarował ponad oczekiwania w formie uduchowionej treści, biegłości i szlachetności, pięknym sensie, które to właściwości są znakami wirtuozostwa Wieniawskiego. Na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” dano taką charakterystykę występu skrzypka:
Gra jego teraźniejsza była objawieniem się jakby zupełnie innego artysty. Dawniej gra p. Wieniawskiego przedstawiała się jakby burzliwa i niespokojna fala morza, dziś spokojną jest i jasną jak jezioro. (...) Jest ona cała przesiąknięta ekspresyą, tylko nie tyle ognistą co dawniej. Jeżeli są miejsca, w których żałujemy tej burzliwej przeszłości, za to w innych oczarowani jesteśmy wdziękami i tą poezją, która promieniuje z gry p. Wieniawskiego naturalnie i bez wysilenia.
A w „Dzienniku Poznańskim” można było przeczytać:
Koncert zgromadził na Sali bazarowej bardzo liczną polską i niemiecką publiczność, która nie zawiodła się w swych oczekiwaniach, wywołanych rozgłosem znakomitego skrzypka. Wszystkich zadziwiła nadzwyczajna jego technika, wytworność, szlachetne i pełne ognia tony. Publiczność zachwycona obsypywała mistrza po każdym wystąpieniu na estradę grzmiącymi oklaskami.
Po raz ostatni Poznań gościł Wieniawskiego po niespełna trzech tygodniach, kiedy artysta przyjechał na zaproszenie Stowarzyszenia Młodych Kupców. 10 grudnia 1878 roku dał tylko jeden koncert w Sali Odeum Lamberta (w obecnym pasażu Apollo). Pomimo pogarszającego się stanu zdrowia, skrzypek zagrał obszerny i trudny program. Słuchacze byli świadkami pierwszego w Poznaniu wykonania, znanego już publiczności Europy i Ameryki, Koncertu d-moll op. 22 Wieniawskiego oraz jego Poloneza A-dur op. 21. Wirtuoz wzbogacił repertuar swojego występu o Chaconne Bacha, Romans Beethovena i Air hongroise Ernsta. Z uwagi na zamknięty charakter imprezy – poza afiszem i zapowiedziami prasowymi – brakuje tekstów recenzenckich odnoszących się do tego, jak się okazało pożegnalnego spotkania Henryka ze stolicą Wielkopolski. Wiadomo, że Wieniawski po koncertach w Poznaniu, nie poddając się pogłębiającej się chorobie serca, odbył jeszcze kilka podróży artystycznych po Rosji i Finlandii. Zmarł 31 marca 1880 roku w Moskwie. Poznań z wielkim smutkiem żegnał wielkiego Polaka i artystę. W „Dzienniku Poznańskim” ukazał sie nekrolog:
(...) Henryk Wieniawski urodził się w roku 1835 w Lublinie. Od lat najmłodszych okazywał wielkie zdolności muzyczne, co skłoniło rodziców do wysłania go w roku 1843 do konserwatoryum w Paryżu, gdzie, mając ledwie 10 lat wieku, otrzymał pierwszą wielką nagrodę za grę na skrzypcach, a wkrótce potem z wielkim powodzeniem dawał koncert w Sali Sava. Wyjechawszy z Paryża wystąpił z koncertem w Warszawie i Petersburgu. Od r. 1850, wraz z młodym bratem, znanym fortepianistą, odbywał wycieczki artystyczne po Europie. Wieniawski odznaczał się grą niezwykle uczuciową, wykwintną i szlachetną. Z wielkiem też powodzeniem występował w przeciągu lat 30 na estradach znaczniejszych miast Europy i Ameryki a nawet Wschodu. Należało mu się więc słusznie miano europejskiego artysty, nie tylko bowiem rodacy, ale i cudzoziemcy oceniali go należycie i zachwycali się grą jego. Wieniawski był przytem jednym z najzdolniejszych profesorów królewskiego konserwatorium w Brukseli, a przed dwunastu laty mianowany został solistą-skrzypkiem dworu rosyjskiego. Ten żywot pełen chwały i zasług przerwała nagła śmierć, nie dozwoliwszy nawet znakomitemu muzykowi zamknąć powieki w gronie tych, których był ozdobą.
__________________________________________________________________________________________________
Muzyka Henryka Wieniawskiego jest nadal żywa i stale obecna w
Poznaniu. Towarzystwo Muzyczne im. H. Wieniawskiego kultywuje tradycje związane
z osobą i dziełem tego wybitnego polskiego artysty. Organizuje międzynarodowe
konkursy skrzypcowe, lutnicze i kompozytorskie jego imienia oraz koncerty
muzyki skrzypcowej. Poznań jest ośrodkiem badań nad życiem i twórczością Wieniawskiego,
wydawcą publikacji książkowych i płytowych jemu poświęconych.
tekst: Teresa Dorożała-Brodniewicz