Ivry Gitlis (1922-2020) - pożegnanie wielkiego artysty
Ivry Gitlis, jeden z genialnych wirtuozów i pedagogów skrzypiec, odszedł 24 grudnia 2020 w deszczowy, chmurny paryski dzień.
Powiększył orkiestrę muzycznego parnasu, odnajdując swych dawnych mentorów (jak Bronisław Huberman, który zwrócił uwagę na uzdolnione dziecko, słuchając koncertu i poradził paryskie Konserwatorium), pedagogów (jak Enesco, Heifetz, Flesch, czy Jules Boucherit) i przyjaciół (jak, m.in., Isaac Stern, który powiedział o nim ponoć «to największy z nas», Ida Haendel czy Ginette Neveu). Zasiądzie tam przy jednym z pulpitów po niemal stuletniej (1922-2020), ziemskiej wędrówce. Odchodził, słuchając muzyki…
Vinh Pham, przejęty i bardzo wzruszony, czuwał przy swym mistrzu i przyjacielu grając przez kilka godzin jego ulubione utwory: od Bacha przez Enesco do Manuela de Falli.
«Miałem wrażenie, że Ivry rozpoczął już swą wędrówkę «dans l’au-delà», choć w pełni przytomny. Usiłował nawet odebrać telefon. Gdy wyjąłem skrzypce, pytając, czy chce abym coś zagrał - skinął kilka razy głową ze swą dawną energią. W pewnym momencie, gdy bardzo zbliżyłem się, patrząc mu w oczy i grając fragment «La vida breve» de Falli, Ivry uśmiechał się do mnie, szczęśliwy, patrzył «rozświetlonym» wzrokiem, choć twarz, tak bardzo zmęczona, pozbawiona była dawnej ekspresji. «Odleciał w czwartek, o ósmej rano, spokojny, z uśmiechem na ustach…»
Pożegnaliśmy tego wyjątkowego muzyka 30 grudnia na Père Lachaise, w promieniach zimowego słońca, ceremonią, która artyście z całą pewnością byłaby, nastrojem i duchem, bardzo bliska.
W niewielkim gronie («COVID oblige») rodziny, przyjaciół, uczniów i admiratorów słuchaliśmy muzyki (członkowie «Sirba octet», wiolonczelista Michel Strauss oraz, wierny do ostatniej chwili Vinh), modlitwy, wspomnień i żydowskiego humoru, a nawet nagrania głosu Ivry’ego z melodią w swoistym scatcie - płacząc i śmiejąc się na przemian.
Zza covidowych masek spoglądały między innymi wzruszone oczy Khatii Buniatishvili (pięknie i ciepło wspomniała artystę), Maxima Vengerova (przewodniczącego dwóch edycji Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. H. Wieniawskiego w Poznaniu w latach 2011 i 2016), Davida Sterna (syna Issaca, znakomitego muzyka i dyrygenta), Leonida Kerbela (także znanego Poznaniowi i Towarzystwu Muzycznemu im. H. Wieniawskiego w Poznaniu, jako jednego z jurorów 15-go Konkursu), Bruna Monsaingeon (reżysera znanych i cenionych filmów o muzyce i tańcu, jak «L’Art du violon»: Sztuka skrzypiec), Jean-Michel’a Molkhou (wieloletniego przyjaciela, krytyka i autora książki «Les grands violonistes du XXe siècle», który rozbawił wszystkich anegdotami z życia artysty).
Wszyscy, którzy głos zabrali (łącznie z panią rabin - z prostotą mówiła pięknie i prawdziwie) zgodni byli co do jego wyjątkowego dźwięku, trudnego, czasem wręcz nieznośnego charakteru (który jednak nikomu nie przeszkodził kochać go i podziwiać), specyficznego sposobu bycia i życia (jego mieszkanie porównane zostało do Kafarnaum, pełnego pamiątek, plakatów, zdjęć i kamieni z całego świata).
Bez trudu można wyobrazić sobie atmosferę na paryskim cmentarzu, która bez wątpienia spodobałaby się Gitlisowi, którego cechowało również nieustanne poszukiwanie odpowiedzi na pytania, które wciąż stawiał życiu i światu: do końca nienasycony, gotów zgłębiać wiedzę, aby zrozumieć.
«Jak tu mówić o śmierci, skoro twoja historia wciąż się pisze» powiedziała z ogromnym wzruszeniem wnuczka artysty.
Na antenie «France Musique» artystę wspominali:
- francuski skrzypek Renaud Capuçon: «Ivry Gitlis miał tę moc wzruszenia nas do łez po trzech zagranych nutach»,
- Jean-Michel Molkhou: «Jego styl rozpoznać można już po dwóch taktach. Należy do tych skrzypków, których dźwięk, swoista wolność i sposób igrania z kreską taktową były jak podpis. Miał wyjątkowo silną osobowość, do której zawsze się przyznawał»,
- Frédéric Lodéon (wiolonczelista, dziennikarz muzyczny i przyjaciel ze sceny i telewizji) podkreślił humanizm Gitlisa: «Chciał dożyć pojednania Izraela i Palestyny. To był obywatel świata».